W
najbliższych latach utrzyma się tendencja spadku liczby mieszkańców
większości dużych miast w Polsce ze względu na migrację ludności
na obszary podmiejskie, bądź ujemny przyrost naturalny - wynika z
analizy demografów z Uniwersytetu Łódzkiego. Niedługo z mapy
miast powyżej 100 tys. mieszkańców zniknąć mogą: Legnica,
Chorzów i Kalisz
W
ciągu ostatnich 20 lat najwięcej mieszkańców spośród dużych
polskich miast straciły m.in. Łódź, Częstochowa, Wałbrzych oraz
miasta Górnego Śląska: Katowice, Bytom, Sosnowiec, Ruda Śląska
czy Zabrze. Tak wynika z opracowania "Depopulacja dużych miast
w Polsce", przygotowanego przez demografa dr. hab. Piotra
Szukalskiego z Instytutu Socjologii Uniwersytetu Łódzkiego.
W
Polsce dużych miast, które mają przynajmniej 100 tys. mieszkańców,
było w 1970 r. 29, w 1990 - 43, zaś w 2000 r. - 41. Obecnie jest
ich 39. W ostatnim dwudziestoleciu (w latach 1995-2013) w większości
z nich nastąpił spadek liczby mieszkańców - jedynie w sześciu z
nich nastąpił wzrost liczby ludności.
Mieszkańców
przybyło w miastach największych i najbardziej atrakcyjnych z
punktu widzenia rynku pracy, tj. Warszawie i Krakowie, albo w
stolicach regionów relatywnie młodych demograficznie, w przypadku
których stolica województwa nie ma w pobliżu żadnej konkurencji,
np. Białymstoku, Olsztynie, Zielonej Górze czy
Rzeszowie. Zdecydowana większość dużych miast wyludniała
się, trzy z nich utraciły miano dużego miasta, zaś w przypadku 11
miast utrata mieszkańców była bardzo duża i przekroczyła 10
proc. Rekordzistą pod tym względem jest Bytom, którego liczba
ludności zmniejszyła się o niemal jedną czwartą.
Zdaniem
dr. Szukalskiego, proces zmniejszania się liczby ludności
przyspieszył w ostatnich latach, jednak w przypadku Łodzi czy miast
Górnego Śląska miał w tym okresie bardzo stabilne tempo. Demograf
zwrócił uwagę, że miasta o największym obecnie tempie spadku
liczby mieszkańców w czasach PRL były typowymi monokulturami
przemysłowymi. "Ich gospodarka oparta o wielkie
przedsiębiorstwa specjalizujące się w wydobyciu węgla,
hutnictwie, chemii przemysłowej czy włókiennictwie, po otwarciu
się Polski na światową konkurencję, upadła" - zaznaczył
Szukalski. Jego zdaniem, do szybkiego tempa depopulacji prowadziły
ich niższe możliwości rozwoju, w połączeniu – jak to miało
miejsce w przypadku miast Górnego Śląska i Wałbrzycha – z
brakiem napływu nowych mieszkańców i migracjami powrotnymi osób,
które uzyskawszy uprzywilejowane emerytury, decydowały się na
powrót w rodzinne strony.
Zdaniem
naukowca, głównym czynnikiem prowadzącym do spadku liczby ludności
są migracje, przede wszystkim na obszary podmiejskie, które są
oznaką procesu suburbanizacji. Szukając bardziej korzystnych
warunków życia, zamożniejsza ludność większych miast osiedla
się na okalających je terenach. Jedynie w przypadku Białegostoku,
Chorzowa, Dąbrowy Górniczej, Gorzowa Wielkopolskiego, Łodzi,
Rzeszowa, Szczecina i Wrocławia ważniejszym czynnikiem zachodzących
zmian niż migracje wewnętrzne był przyrost naturalny.
Ujemny
przyrost naturalny najbardziej wyraźny jest w Łodzi - w ciągu 20
lat liczba zgonów w stosunku do liczby urodzeń była wyższa o
ponad 86 tys. "W tym mieście mniej niż jedna piąta spadku
liczby ludności wynikała z salda migracji. Spadek ten był wyraźnie
zdominowany przez wpływ ujemnego przyrostu naturalnego" -
zaznaczył demograf.
Liczbowo
w ostatnich 20 latach najwięcej mieszkańców straciły: Łódź
(niemal 112 tys.), Bytom (ponad 53 tys.) oraz Katowice (ponad 47
tys.). Procentowo najwięcej ubyło mieszkańców Bytomia (23,5
proc.), Wałbrzycha (15,3 proc.) i Rudy Śląskiej (14,7 proc.).
Najwięcej
mieszkańców zyskała w ciągu ostatnich 20 lat stolica - niemal 90
tys., Rzeszów - niemal 23 tys. oraz Białystok - prawie 17 tys. W
Rzeszowie przybyło procentowo najwięcej nowych mieszkańców - 14,2
proc., ale było to spowodowane głównie zmianą granic
administracyjnych miasta.
Zdaniem
Szukalskiego, należy spodziewać się, iż prawdziwe okażą się
prognozy demograficzne mówiące o dalszym spadku liczby ludności
dużych miast z uwagi na dalszy ciąg procesu suburbanizacji. Jedynie
kilka najbardziej prężnych ośrodków miejskich oprze się tej
tendencji. "W efekcie już za 4-5 lat z listy dużych miast
ubędzie kolejne – Legnica, a następnie w ciągu dalszych 2-3 lat
- Chorzów i Kalisz" - prognozuje Szukalski.
W
przyszłości zaś demografowie spodziewają się etapu
reurbanizacji. Wynikać ma ona z połączenia utrzymującej się
atrakcyjności wielkomiejskich aglomeracji, głównie dla ludzi
młodych, obniżenia wygórowanych cen nieruchomości w centrach tych
miast oraz ich przebudowy, zgodnie z procesem rewitalizacji.
"Jednocześnie zamiast mówić o dużych miastach, mówić
się będzie o funkcjonalnych obszarach miejskich, tworzonych przez
duże miasta i zurbanizowane tereny bezpośrednio je okalające"
- zaznaczył dr Szukalski.
Źródło:
naukawpolsce.pap.pl
Komentarze
Prześlij komentarz