W pracy łatwiej znosimy wulgarne słownictwo niż w innych sytuacjach społecznych. Uchodzimy za jeden z najbardziej zestresowanych pracą narodów Europy, więc zapewne klniemy dla odreagowania. Ponadto klniemy też często dla dodania sobie animuszu w trudnych sytuacjach albo żeby upodobnić się do współpracowników
Przyczyna nr 1: Im cięższa praca tym częściej rzucamy mięsem.
Wiadomo, że prym wiodą typowo „męskie” zawody – budowlańcy, pracownicy
magazynowi i mundurowi (!). W najtrudniejszej sytuacji są chyba
nauczyciele i księża, bo im po prostu nie wolno rzucać mięsem w pracy i
koniec. Pozytywy? Kilka lat temu naukowcy z Uniwersytetu Wschodniej
Anglii stwierdzili nawet że przeklinanie w pracy dobrze wpływa na morale
i jednoczy zespół.
Przyczyna nr 2: Żyjemy coraz szybciej a w pracy działamy pod coraz
większą presją, więc i przekleństw używamy coraz częściej. Te przemiany
cywilizacyjne wymuszają zmiany obyczajowe i sam widzę jak słowa
postrzegane w latach 90 jako wulgarne obecnie funkcjonują nawet w
dyskursie publicznym. Mimo to da się pracować w permanentnym stresie,
nie rzucając mięsem. To raczej kwestia wychowania niż odporności na
stres w pracy. Każdy z nas zna ludzi wykonujących bardzo obciążające
psychicznie zawody a klnących sporadycznie i raczej niegroźnie. Na
przeciwległym biegunie mamy młodzież gimnazjalną, żyjącą dość beztrosko i
jednocześnie przeklinającą kwieciście co drugie słowo.
Przyczyna nr 3: Pracownicy w Polsce nie umieją radzić sobie ze
stresem, bo tego się trzeba nauczyć a na to nadal nie ma chętnych. W
efekcie – po spotkaniu czteroosobowego zespołu z toksycznym szefem, trzy
idą sobie pokląć przy papierosku a czwarta milczy i tłumi w sobie
emocje. W sumie trudno powiedzieć, kto bardziej sobie szkodzi.
Na zakończenie – ciekawostka: z badań wynika, że często klniemy nawet
podczas rozmowy kwalifikacyjnej. Dla rekrutera takie niepohamowane
przeklinanie jest wyraźnym sygnałem, że dana osoba nie radzi sobie z
emocjami i albo stara się zwrócić na siebie uwagę, albo chce zaszokować
otoczenie. Sęk w tym, że w niektórych zawodach to czynnik
dyskwalifikujący kandydata – mowa przede wszystkim o pracownikach
zajmujących się obsługą klienta. Jeśli więc w krytycznym momencie
rozmowy kwalifikacyjnej wyrwie się nam niecenzuralne słowo, przeprośmy
niezwłocznie i wytłumaczmy się stresem. Nie twierdzę, że złe wrażenie
zniknie, ale przynajmniej nie wyjdziemy na prostaka.
Źródło: Work Express
Komentarze
Prześlij komentarz